4/24/2007

Noblista na kozetce


Nobla zdobył raz, nagrodę Bookera dwa razy. Z wykształcenia był najpierw matematykiem i anglistą. Potem dopiero zdobył dyplom jako literaturoznawca. John Maxwell Coetzee jest pisarzem za życia słynnym i kultowym.
Warto dodać, że w Polsce prawie nikt nie wymawia jego nazwiska zgodnie z zasadami wymowy języka afrikaans. Mówimy najczęściej kutsi, co jest błędne, bo jak naszej redakcji doradziły panie ze Znaku (wydawnictwa publikującego kolejne książki Coetzee’ego) wymawiać należy kutsije[1]. 20 maja, z dziewięcioletnim opóźnieniem do rąk polskich czytelników trafiły „Chłopięce lata”[2], pierwsza z serii autobiograficznych pozycji w dorobku pisarza. Od razu aż kusi, by w tej historii mrocznego dzieciństwa, naznaczonego poczuciem osamotnienia i strachem przed przemocą, dostrzec klucz do twórczości Coetzee’ego (a jeśli nie klucz to przynajmniej taki mały wytryszek).

Na łamach „Gazety Wyborczej”[3] przestrzegał przed tym Jerzy Jarniewicz. Jak pisze Jarniewicz: „Dzieciństwo przywołane przez południowoafrykańskiego noblistę kończy się definitywnie, nie zapowiada późniejszych literackich dokonań, a przede wszystkim nie ma edeńskiego charakteru […] W swoim zapisie wspomnień z dzieciństwa nie próbuje przekonać ani siebie, ani czytelników, że jesteśmy świadkami wykluwania się samoświadomej osobowości artystycznej, przyszłego pisarza…”.
Swoją tezę o nieprzydatności „Chłopięcych lat” jako materiału do swoistej psychoanalizy literatury Coetzee’ego, Jerzy Jarniewicz dodatkowo wzmacnia – „W tej symbolicznej scenie, chłopiec wsiada po pogrzebie do karawanu i jedzie nim do domu. Coetzee wydaje się tu mówić wprost: ten świat jest definitywnie pogrzebany. Pogrzebany zostaje też jego bohater, o którym Coetzee pisze zawsze w trzeciej osobie, jakby chciał powiedzieć: to już nie jestem ja.”

Wypada się nie zgodzić ze doktorem Jarniewiczem, choć czynię to z drżeniem, bo autor to wszak wybitnie kompetentny w dziedzinie literatury anglojęzycznej.
Po pierwsze, szlachetna zasada nie mnożenia bytów ponad potrzebę nakazywałaby odczytywać całą książkę w sposób bardziej dosłowny a nie symboliczny. Dopiero gdy próba odczytania powieści w sposób realistyczny nie powiedzie się, sięgajmy po inne narzędzia.
Po drugie, doświadczenia dziecka, którego „Chłopięce lata” obserwujemy wraz z narratorem, dość dobrze wyjaśniają parę fundamentalnych cech świata innych książek Coetzee’ego. Poczucie osamotnienia, bunt, strach przed przemocą oraz żądanie wolności do samookreślenia to emocje czy postawy, które mały Coetzee dzieli z dorosłymi, lub nawet starymi bohaterami np.: „Hańby” czy nawet „Elizabeth Costello” (choć w tej ostatniej jest to samotność pisarza, nie porównywalna chyba z samotnością nawet długodystansowca). Rozwinięte oraz pokomplikowane, zgodnie z logiką dojrzewania i dorastania, niemniej jednak mogą więc widoczne korzenie w biografii pisarza.
Wrażliwe dziecko zderzając się z brutalnym światem apartheidu, klasowego społeczeństwa neo-kolonialnego reaguje przekorą, sprytem, chłonąc grozę otaczającego świata z jednoczesną ciekawością i strachem. Zadziwiająco przypomina w tym sędziego, głównego bohatera przepięknej opowieści „Czekając na barbarzyńców”. Jednocześnie nie skarży się nikomu na ten przymus przebywania wyłącznie w świecie własnej wyobraźni i spostrzeżeń – co dodatkowo przypomina już styl bycia samego pisarza, słynnego z wielkiej niechęci do wywiadów, rozmów i autoprezentacji.
Pełna zgodność tonu „Chłopięcych lat” oraz innych pozycji wybitnego Południowoafrykańczyka pozwala zarysować następującą alternatywę. Albo autor dał upust fascynacjom tym samym co zawsze - i nie mają one szczególnego oraz bezpośredniego związku z jego biografią. Albo, tak jak cała literatura Coetzee’ego, tak i ta książka jest efektem przetworzenia osobistych doświadczeń, w tym również z okresu dziecięctwa oraz dojrzewania. Prawda, że nie brzmi to kontrowersyjnie?

Adam Gawęda, krytyk literacki, w wypowiedzi dla TVP Kultura zauważył natomiast następującą rzecz – jak na wspomnienia z dzieciństwa, są one mocno zracjonalizowane i pozbawione klasycznych elementów z tego okresu życia. Brak tu szaleństwa, beztroski, figlów i zabawy. Dziecko – bohater jest w zasadzie takim małym dorosłym. Dla Gawędy te wspomnienia nie są więc wiarygodne. Coś na rzeczy jest i z tego powodu, z „pewną nieśmiałością” należy szukać psychologicznego uzasadnienia wizji „Chłopięcych lat”. Widać, że zostały one przetworzone i nikt, poza samym Coetzee, nie wie w jakim stopniu.
A może i nawet on sam już tego nie wie, bo przecież w życiu każdego człowieka nadchodzi ten moment, gdy autentyczne wspomnienia zostają zastąpione przez wspomnienia wspomnień – takie kopie, a potem kopie kopii. Warto jednak zauważyć, że bohaterem w tej książce nie jest dzieciątko, ale chłopczyk dojrzewający, odczuwający już wpływ hormonów i dający wciągać się w gry o władzę. Nie taki więc mały.

Filip Bajon, reżyser i miłośnik dobrej literatury, w telewizyjnej rozmowie, którą miałem przyjemność moderować, zwrócił uwagę właśnie na ten wątek walki o przywództwo. Rozgrywa się ona i w szkole i w rodzinie. Pamiętając o oryginalnym tytule książki „Boyhood”, co można tłumaczyć jako „Chłopięctwo” lub też „Wiek chłopięcy”, wydaje się to trafne – wszak cechą nieodłączną tego akurat okresu w życiu młodych samczyków jest ciągłe ćwiczenie w tym, jak zdobyć wyższe miejsce w hierarchii stada. Chłopcy zmagają się, przewalają, turlają, gnębią i dominują z łatwością wprost przerażającą, czasem okrutną[4]. Tego zwierzątka w sobie, by nie użyć mocniejszych słów, człowiek nie nigdy nie wyruguje i to także widać w innych książkach Coetzee’ego. Chłopięctwo, to czas w którym tożsamość i charakter dopiero się budują (jak nazywają to specjaliści „socjalizacja pierwotna”) i o tym, ta książka również mówi. O wolności wyboru kim jestem i kim będę. Wolności, której autorytarne, kastowe społeczeństwa pozbawiają.

W tym samym programie, Paulina Reiter publicystka i redaktorka „Wysokich obcasów” podzieliła się osobistym wrażeniem, jakie na niej robi fakt dzielenia się pisarza seksualnością starego człowieka - łamania tabu dotyczącego tej seksualności. To typowe dla Coetzee portretowanie ludzi – wielowymiarowo, bez tajemnic i bez poddawania się sentymentom. Eksplorując wątek seksualności, robi to w taki sposób, że nawet chyba nawet pruderyjni czytelnicy uznają to za uzasadnione dramaturgicznie. W dużej mierze dzieje się tak dzięki oszczędnemu stylowi narracji, potrzebnemu by zwrócić uwagę na intelektualny aspekt przedstawianych zagadnień.

Styl więc dobrze odpowiada potrzebie filozofowania, naczelnej wg. mnie u Coetzee. Wspieram się tu także opinią prof. Michała Markowskiego, wyrażoną w „Dzienniku”[5], choć dotyczącą tylko powieści „Elizabeth Costello”. Prof. Markowski twierdzi (pozwolę sobie uprościć jego pogląd), że Coetzee rozważa granice oraz konsekwencje stosowania alegorii w literaturze. Na mój nos, pisarz przestrzega przed zbytnim zaplątaniem w symbolikę, zbyt namolnym wyszukiwaniem drugiego dna powieści i ukrytych intencji pisarza. Mówi – czytajcie teksty wprost, nie zadając pytania, czy to faktycznie pogląd autora, bo jeśli idea jest dobra, to warta jest uwagi samoistnie.

„Chłopięce lata” mogą więc być czystą ideą. Mogą, ale nie są, gdyż sam autor określił je jako utwór bazujący na jego przeżyciach. Rekonstruując natomiast na podstawie twórczości Coetzee swoistą „instrukcję obsługi” jego literatury, upewniamy się raczej, że to zapis w miarę wierny i godny czytania raczej dosłownie. Książka nie jest niezbędna do rozumienia pozostałych dzieł. Nie wnosi nic, czego uważny czytelnik nie mógł domyślić się sam o świecie idei wypełniających umysł Coetzee’ego. Jest po prostu dobra i dlatego warta przeczytania.


[1]Wiem, wiem. Niektórzy z Państwa spieszą mi powiedzieć, że Wikipedia podaje ten pierwszy wariant wymowy. Pytanie tylko, która Wikipedia? Bo angielska i polska faktycznie obstają przy kutsi, ale już niemiecka czy japońska wcale nie (japońskiego nie znam ale w tej mierze ufam koledze, który przy mnie mozolnie literował znaczki a alfabet japoński trochę zna). Poza tym, bardziej niż Wikipedii wierzę Redakcji Językowej z Polskiego Radia, która także obstawała przy wersji kutsije.
[2]„Boyhood – Scenes from Provincial Life” to tytuł oryginalny.
[3]„Gazeta Wyborcza” z 24 kwietnia 2007 roku
[4]Zasługującą na mocniejsze potępienie niż wyrażone przez Słonimskiego, że „dzieci są zakałą ludzkości”. Sam to pamiętam i pewnie większość czytelników płci męskiej również.
[5]„Dziennik” 1 marca 2006 roku.