4/24/2007

Największa teczka świata



Kogo najbardziej powinni bać się szefowie wywiadów? Archiwistów. Rozgoryczonych archiwistów.

Taki jest morał historii Wasilija Mitrochina, pracownika KGB, który pewnego dnia zaczął wynosić z pracy tajne dokumenty. Wynosił tak 12 lat, od 1972 roku aż do pójścia na emeryturę w roku 1984-ym. Potem Mitrochin siedział na swojej daczy, sączył herbatę i jadł konfitury oraz w milczeniu patrzył jak trawa zarasta miejsce, w którym zakopał swój niebezpieczny skarb.

Tak minęło kolejnych 8 lat a ZSRR już nie było i Mitrochin nabrał odwagi. Któregoś dnia miał jej aż tyle, że wykopał część notatek, wsadził w teczkę wraz z kanapkami i pojechał na wycieczkę Estonii. Tam odnalazł ambasadę USA i zgłosił się mówiąc, że ma bardzo tajne sekrety do pokazania. Urzędnicy zachowali się bardzo fachowo– i jak mawia młodzież - „spuścili na bambus” czyli odprawili z kwitkiem wietrząc podstęp.
Zaskoczony archiwista poszedł do ambasady Wielkiej Brytanii w Rydze. Wywiad MI6 szybciej poznał się na prawdziwej wartości oferty dziwnego turysty z Rosji. W zamian za dokumenty Mitrochin poprosił o wywiezienie go wraz z rodziną do Anglii. Spełniono jego życzenie i jakiś potem, dla wywiadu rosyjskiego nastąpiły trudne, bardzo trudne czasy.

Jak to się stało, że stary Wasilij Mitrochin mógł wyrządzić takie szkody rosyjskim służbom specjalnym? Odpowiedź jest prosta – komunizm to sprawił. Cechą typową dla komunizmu i państwa totalitarnego jest przerost centralizacji oraz patologie zarządzania. Nie ominęły one również KGB (dzięki Bogu!) i któregoś dnia, dane wszystkich agentów oraz ich raporty zaczęły spływać do jednego miejsca – archiwum, w którym pracował jeszcze względnie młody Mitrochin. Trudno dziś jednoznacznie orzec czym się kierował, gdy po raz pierwszy złamał przepisy i przeczytał notatkę, której nie powinien był czytać. Może niesubordynacja wynikała z chęci zemsty na przełożonych, którzy nie dali mu wykazać się w terenie? A może sumienie kazało mu to zrobić? Nie dowiemy się tego nigdy – choć Brytyjczycy opiekujący się Mitrochinem do końca jego dni, dość chętnie rozpowszechniali wersję o jego szlachetnym sercu i takich też pobudkach działania.

Łatwiej już uwierzyć, że gdy archiwista dotarł do dokumentów jawnie wykazujących bezprawne działania totalitarnego państwa, mogło w nim zadrżeć serce. Według Christophera Andrew, historyka opracowującego dokumenty, tak właśnie się stało, gdy Mitrochin czytał o gigantycznej akcji tajnych służb, mającej na celu zniszczenie i wpędzenie w chorobę psychiczną Sołżenicyna. Setki agentów, konfidentów i lekarzy- analityków pracowało wiele lat, by dysydencie i jego żonie obudzić fobie, podsycić je i rozwinąć w autentyczne szaleństwo. Czytając zapis tych działań, trudno czuć się komfortowo i wierzyć oficjalnej propagandzie.

Przez te 12 lat, gdy Wasilij Mitrochin czytał, kopiował i wynosił, był on jednocześnie prawdopodobnie jedynym człowiekiem w całym ZSRR, który naprawdę miał pojęcie o tym, jaki charakter miał ten reżim. Do niego spływały często jeszcze nieocenzurowane raporty, notatki i plany. KGB bowiem niekiedy przekazywało członkom najwyższych władz informacje w sposób oczywisty nieprawdziwe – archiwum Mitrochina zawiera dokumentację wielu takich przypadków. Wiedząc o obsesjach, słabościach charakteru i rozgrywkach członków Politbiura, służby specjalne na przykład: utwierdzały najwyższych przywódców w mylnym przekonaniu, że ich wystąpienia są szeroko i żywo komentowane na całym świecie. Cenny czas agenci poświęcali na fabrykowanie i dostarczanie dowodów żywego zainteresowania przemowami Breżniewa, rzekomo pojawiającymi się na calutkim świecie. Służby specjalne również nigdy nie odważyły się podważyć przekonania Andropowa, że faktycznie syjoniści w wielkim spisku zagrażają Ojczyźnie Proletariatu.

W wyniku dokładnej analizy archiwum Mitrochina CIA, MI6 oraz inne zaprzyjaźnione służby wykryły wielu długoletnich agentów radzieckiego, a potem rosyjskiego wywiadu. Jednak lektura obydwu tomów książki nie zdradza żadnych rewelacji czy faktów zupełnie zmieniających nasze myślenie o świecie. Jeśli takie informacje tam były, to najwidoczniej Brytyjczycy postanowili zachować je dla siebie.
Raporty KGB pokazują, że ekipa generała Jaruzelskiego była wiernym i posłusznym sojusznikiem ZSRR i sugerują, że naczelnym jej celem w 1981 roku było utrzymanie władzy, tak aby Rosjanie nie wymienili ich na bardziej twardogłowych. Towarzysze radzieccy przy pomocy tajnych służb intensywnie penetrowali Polskę, zawierali konieczne kontakty, szukali ewentualnych sprzymierzeńców w SB i partii. Pośrednio ten stan potwierdził w swoich wspomnieniach generał Kiszczak, gdy pisał o ludziach, których podejrzewał o bycie wtykami KGB lub też inspirowanymi przez radzieckie służby. Choć warto dodać, że Kiszczakowi zależy na takim wrażeniu, bo wygodnie byłoby twierdzić i sugerować, że to „frakcja betonowa” doprowadziła do morderstwa księdza Popiełuszki, by zdestabilizować sytuację w kraju i wymienić władców.

Archiwum Mitrochina potwierdza też fakty, których domyślało się wielu. Nie jest zaskoczeniem, że ZSRR finansował lub wspierał lewicowe, anty-amerykańskie ugrupowania terrorystyczne na całym świecie. Nie jest tajemnicą, że członkom Politbiura zależało na rozszerzeniu wpływów ideologii komunistycznej w Ameryce Południowej czy Bliskim Wschodzie. Natomiast lektura ujawnia mnóstwo drobniejszych zdarzeń i przypadków, niesłychanie ciekawych i wzbogacających detalicznie naszą wiedzę o świecie. Na przykład: Salvador Allende był na liście płac KGB i regularnie pobierał pensję oraz był niesamowitym kobieciarzem, lub też że w zachodniej Europie istniała sieć tajnych skrytek, gdzie składowane były broń i dokumenty a wszystko zabezpieczone było ładunkiem wybuchowym. Ciekawe też jest, jaką wagę przykładały radzieckie służby do tego, by prowadzić częste akcje dezinformacyjne wzmacniając anty-amerykańskie postawy i poglądy, również wśród obywateli amerykańskich. Rozpowszechniano więc (jak się okazuje nieprawdziwe) informacje o tym, że chilijskie szwadrony śmierci Pinocheta mordują w USA swobodnie i za porozumieniem z CIA uchodźców ze swojego kraju. Wiele, wiele gazet w to uwierzyło i daje do myślenia, gdy Andrews podlicza, że w tym samym czasie najbardziej opiniotwórcze media amerykańskie dużo chętniej zajmowały się bezprawiem reżimu Pinocheta, niż autentycznym holocaustem w komunistycznej Kambodży.

Ponieważ historia wywiadów i walki tajnych służb to taka gra w szachy przy planowaniu z wyprzedzeniem wielu, wielu ruchów, warto więc postawić dwa pytania. Co ujawnili Brytyjczycy i jak wielkie były straty Rosjan?
Czy do pomyślenia jest, aby wywiad MI6 dopuścił się paru wdzięcznych fałszerstw w dokumentacji przekazanej Andrewsowi? Czy umiemy sobie wyobrazić radzieckich „szpionów” planujących wielką akcję dezinformacyjną na Zachodzie przy pomocy jakiegoś starego archiwisty oraz akt sprzed 8 lat?
I jedno i drugie jest możliwe. Choć raczej to pierwsze, niż to drugie, bo gdyby komuniści byli tak przewidujący oraz inteligentni, to w dalszym ciągu mielibyśmy dwa kanały w telewizorze.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

...wyobraźmy sobie lustrację w Rosji! To dopiero temat dla SF - byle nie dla Ziemkiewicza...

Marcin Sawicki pisze...

;-)