7/26/2007

Wyspa Rylskiego


Jest taka granica po przekroczeniu której świat przestajemy już rozumieć a zaczynamy tylko kontestować. Może to wynik starzenia się mózgu, w którym połączeń nerwowych już ubywa? A może efekt postępującej i niszczącej miłości dla samego siebie, która oślepia na złożoność rzeczywistości, nie pozwalając porzucać błędnych przekonań?

Gdziekolwiek by się ta granica znajdowała, Eustachy Rylski jej nie przekroczył i dowodem na to jest „Wyspa”, zbiór jego opowiadań wydany w pierwszej połowie tego roku. To utwory napisane językiem oryginalnym, przeważnie ironicznym i wskazującym, jeśli nie na rozumienie, to przynajmniej dużą biegłość obserwacji świata. W jednym tomiku znalazły się utwory, których akcja umiejscowiona jest w absolutnie różnych miejscach oraz czasie, a wyraziści bohaterowie stanowią interesujący klucz do rozumienia rozmaitych trendów współczesnego świata czy nawet ich personifikację. Anonimowy księgowy z czasów poprzedniego ustroju, stary pisarz na emigracji, głupia dziewucha z prowincji lub zbuntowany ksiądz intelektualista, wszyscy oni przeżywają swój własny upadek, często o niejednoznacznych konsekwencjach.

Rylski w niezwykle naturalny sposób, i mimochodem prowokuje. Prowokacja obyczajowa pojawia się w „Dziewczynce z hotelu Excelsior”, intelektualna – w „Dworskim zapachu”. W tym pierwszym opowiadaniu, pisarz sprawnie łączy opis paru zupełnie odmiennych warstw rzeczywistości. To zarówno świetna pocztówka z tłumnego, brudnego kurortu nad morzem, ale także opis rozpadu małżeństwa i samotności starszego mężczyzny czy nawet wyrazista satyra na rzeczywistość PRL-u. Nic więc dziwnego, że w obliczu tylu znaczeń i wątków, fascynacja seksualna trzynastolatką staje się kolejnym z wielu elementów, w dodatku odartym ze swojego podstawowego bezczelnego znaczenia, gdyż wszystko w tym tekście jest senne, odrealnione. Jednocześnie atutem tego opowiadania jest jego obrazowość czy nawet filmowość. Takie „rekwizyty” jak tłum, papieros, dancing, kłótnia małżeńska czy kurort letni aż się proszą o ekranizację i nic dziwnego, że miała ona już miejsce – „Dziewczynka z hotelu Excelsior” (1988) w reż. A. Krauzego[1].

Opowiadania w tomie „Wyspa”, podobnie jak to było w poprzedniej książce „Warunek” zawierają sugestywne opisy przyrody i szeroko rozumianej scenografii działań bohaterów. Otoczenie w pewnym sensie osacza opisywane postacie, będąc źródłem dodatkowego dramatyzmu – tak jak w przypadku „Dziewczynki…”, „Zapachu dworskiego” czy „Wyspy”, gdzie ciężkie lato oraz bezwzględne słońce i upał pomagają uwypuklić wysiłek, z jakim anonimowy księgowy, stary pisarz czy ksiądz próbują rozwikłać zagadkę swojego własnego losu.
Język pisarstwa Rylskiego jest intensywny i często precyzyjny. Słowa „często” użyję, bo autorowi zdarzają się też zdania zbyt osobiste, niezrozumiałe:

„Więc niespłoszona wstydem, opowiedziała mężczyźnie o czymś, co z perspektywy błogiej, jak sądziła, niezmienności, wydało się jej ciemną smugą najwyższej, którą, jeżeli miałaby zgubić, to teraz, i raz na zawsze”[2].


Pochwałę stylu, w jakim napisana jest książka wygłosił na łamach „Polityki” Z.Pietrasik [3], który zwrócił uwagę na elegancję oraz prostotę na przykład zdań takich jak to – „Młodość, uroda i zdrowie śniły mu się tej nocy po raz ostatni”. Tak zaczyna się opowiadanie „Dworski zapach”. Faktycznie jest to dobry wstęp, mający zwięzłość tytułu i zalety dobrego sloganu reklamowego. Sąsiednie opowiadanie „Jak granit” zaczyna się jednak nie gorzej, choć w innym stylu:

„Onieśmielona życiem praktykantka fryzjerska z Wągrowca, ciężka trochę od snu, słodyczy i pierwszej młodości, postanowiła wraz z przyjaciółką, zresztą za jej namową, spędzić wakacje w jednej z modnych miejscowości nadmorskich.”

To zdanie przy swojej bezceremonialności wobec podmiotu wypowiedzi, przypomina także stylem plotkę lub rozmowę telefoniczną, gdy rozmówcy nie cofają się przed drobnymi dygresjami, wzmagającymi obrazowość komunikatu. Rylski z resztą łączy te różne style wypowiedzi w typowy dla siebie, może nawet nonszalancki sposób, który jednym wydaje się piękną oznaką oryginalności, ale drugich drażni. Przemysław Czapliński na łamach „Gazety Wyborczej”[4] styl Rylskiego uznał za kiczowaty oraz pełen błędów językowych i tautologii. Mam jednak pewne wątpliwości, co do zasadności tej krytyki.

Kiczowatość, rozumiana jako skrótowość czy też prawie pop-kulturowa schematyczność opisu faktycznie występuje na kartach „Wyspy”. Ten element pisarstwa równie dobrze można jednak uznać jako zamierzony, nie zaś mimowolny, a czyniący z opowiadań małe, lecz wielce dosadne szkice bawiące się filmową czy wręcz komiksową estetyką kultury masowej. W opowiadaniu „Zapach dworski” nawiązania do francuskiego kina wydają się szczególnie wyraźne, gdy Rylski roztacza przed nami obrazy letniej sjesty, wieczornych drinków i eleganckiej łobuzerii o olśniewająco białym uśmiechu Jeana Paula Belmonda skrzyżowanego z Alainem Delonem, bo przecież młody przestępca nosi nazwisko Belon. Czytając o mocno zarysowanych męskich szczękach, zgrabnych kobietach czy opalonych gangsterach odnosiłem też wrażenie obcowania z zabawnym tekstem, a nie porażką pisarską.
Nie bardzo też ufam metodzie krytycznej, która polega na wyłapywaniu błędów językowych w omawianej powieści. U Rylskiego przecież liczba tych ewentualnych błędów nie przekracza poziomu utrudniającego lekturę. Fakt zaś, że korekta nie wyeliminowała błędu polegającego na rozłącznym pisaniu „nie wiele” a Rylski woli formę „czystsza” niż „czyściejsza” – przy czym obydwie są dopuszczalne wg Słownika PWN z 1980 roku – jednak nie dyskwalifikują tej prozy, co wydaje się postulować Czapliński.

Irytujące lub frapujące w pisarstwie Rylskiego może być również to, że jego bohaterowie są bardzo męscy. Pisarz dzieli się z nimi swoją perspektywą, doświadczeniami lub przynajmniej stwarza takie wrażenie. Może to prowokować oskarżenia o swoisty seksizm tej prozy [5], ale względna schematyczność czy też marginalizacja postaci kobiecych wynikałaby ze swoistej szczerości pisarza. Nie musi to być rzecz jasna żadną zaletą literatury, ale chyba zdecydowanie większym grzechem są fałszerstwo oraz poza, które definitywnie zamykają drogę interesującemu tropieniu relacji między literaturą a rzeczywistością.

Wszystkie wyżej zarysowane wątpliwości lub zarzuty wobec prozy Rylskiego nie powinny jednak dotyczyć jednak dialogów. Gdy bohaterowie jego opowiadań zaczynają rozmawiać uwaga czytelnika momentalnie wyostrza się, bo pisarz naprawdę z talentem konstruuje wymiany zdań, wzbogacając je o krótkie, soczyste opisy. Praktykantka z Wągrowca rozmawiając z jurnym kierownikiem ośrodka wypoczynkowego ożywa i nabiera rumieńców, stając się pełnowymiarową bohaterką. Dwóch księży w opowiadaniu „Wyspa” wspominając o piłkarskich fascynacjach swojego zwierzchnika, dostojnika kościelnego pochodzącego z Sycylii, w krótkiej wymianie zdań czyni tę postać sympatycznie realną: – „Nie lubi AS Romy. – A który Sycylijczyk lubi? – Komu kibicuje? Palermo? – Palermo to pedały. Nieodmiennie Catanii.”[6]

W tej umiejętności dowcipnego rysowania interakcji i przekonującego odwzorowywania zachowań ludzkich proza Rylskiego przypomina niekiedy styl Janusza Głowackiego. Nie podjąłbym się próby udowodnienia przed sądem poniższej tezy, ale osoba lub literatura Głowackiego jakieś wrażenie na autorze musiały zrobić, skoro na stronie 117 pojawia się osobnik fizycznie przypominający Głowackiego dość mocno:

„Tunio był atletycznym blondynem w drucianych okularach, zakładanych głęboko za uszy. Nosił zawsze zmięte tweedy i rozchełstane koszule. Dandys wytworny i nonszalancki, ze spalonymi na ciemny brąz rękami w otchłannych kieszeniach spodni.”


„Wyspy” nie należy traktować jak literatury aspirującej do kanonu dzieł narodowych. Nie wydaje mi się, aby o chęć osiągnięcia tego celu wypadało podejrzewać również samego Rylskiego, któremu wielokrotnie zdarzało się publicznie dystansować od komplementów pod adresem jego książek. To, zgodnie z deklaracjami pisarza po prostu ciekawa literatura, która czytelnika szanuje w tym sensie, że konsekwentnie stara się go zainteresować detalem, opisem a na koniec znaczeniem.



[1] LINK do hasła na stronie Filmu Polskiego
[2] E. Rylski „Wyspa”, Świat Książki, Warszawa 2007 , str. 173.
[3] „Polityka” 17 maja 2007.
[4] „Gazeta Wyborcza” – „Męski powrót do normy” P. Czapliński, 22 maja 2007.
[5] Ibidem.
[6] E. Rylski „Wyspa”, Świat Książki, Warszawa 2007, str. 215.

3 komentarze:

Unknown pisze...

Ostatnio, wydaje mi się, że to właśnie ta książka eustachego Rylskiego, spowodowała, że się zatrzymałam, przyznam niestety, że owo spotkanie nie miało swoich konsekwencji, ale teraz się zastanawiam, że może warto...

Osobiście staram się prowadzić kulturalny blog

http://maghnolia.wordpress.com/

jak również własną website

http://www.magnoliaplace.pl/

Popełniłam tu i ówdzie kilka recenzji książek, spektakli teatralnych, filmów, które polecam Pana uwadze.

Serdecznie pozdrawiam,
będę tu częstym gościem.

Unknown pisze...

Acha,
mam pytanie,
czy oba blogi będzie Pan prowadził jednocześnie /treść raczej się pokrywa/ czy któryś adres jest bardziej właściwy?

Marcin Sawicki pisze...

Pani Klaudio! Dziękuję za komentarz i wizytę. Oba moje blogi różnią się nieznacznie treścią. Tu chcę zamieszczać trochę dłuższe i mam nadzieję, że również głębsze notki. Nie będę tu także komentował w żaden sposób wydarzeń politycznych, co jednak przydarza mi się na blogu "salonowym".
pozdr
ms