5/12/2007

Globalna, autentyczna wioska.

Marshall McLuhan miał podwójnie rację. Dzięki telewizji bowiem świat przypomina wioskę, ale również w znaczeniu tandety. Wystarczy obejrzeć chociaż fragment dowolnego festiwalu Eurowizji aby się w tym utwierdzić.

Na początku był półfinał – transmitowany 10 maja - i przyznam, że spadł mi kamień z serca… Zeszłoroczni zwycięzcy, zespół Lordi, swoim image rodem z filmów Tarantino dobitnie pokazali, że kulturotwórcza ranga Eurowizji jest mniej więcej taka sama, jak kina klasy C. Bałem się więc, że zbyt wielu wykonawców zrozumie lekcję sprzed roku i będziemy musieli oglądać imprezę, na której – jak na nieudanym grill party – zabrakło kaszanki. A przecież to właśnie dla niej włączamy co roku telewizory w maju.
Na szczęście w miarę upływu czasu spokój coraz śmielej gościł w moim sercu. Długonogie wokalistki męczyły się po angielsku, przestępując z nogi na nogę w trudnych układach choreograficznych a na scenie trwał konkurs na najgłośniej zafałszowaną nutę.

Polacy wysłali na konkurs zespół o klasycznie słowiańskiej nazwie "The Jet Set", co chyba oznacza „zestaw odrzutowy” i faktycznie, oglądanie ich występu nasuwało skojarzenia z jakimiś odrzutami. Publiczność paneuropejska uznała tak samo i „wygłosowała” naszych.
W półfinale, Europa sms-ując wybrała egzotykę oraz Słowian. Po wiekach dominacji i cierpień, których śladem jest niepokojące podobieństwo słów „Słowianin” oraz „niewolnik” w językach germańskich, teraz nadszedł czas rewanżu! Aż się poderwałem z fotela!! Może nasi Nowa Europa oraz byłe republiki radzieckie pokonają reprezentantów zgniłego i dekadenckiego Zachodu?

Finał podsycił moją nadzieję.
Tym bardziej, że występy Gruzji, Bułgarii czy Węgier były zaskakująco dobre. A Ukraińcy, w konwencji rewelacyjnego kampu ośmieszyli i prawie spoliczkowali nadętą, plastikową konwencję wielu występów. Nagle okazało się, że to nie Europa Wschodnia czy nawet Azja musi być kojarzona z „wioską” ale Wielka Brytania, Szwecja lub Hiszpania!

Głosowanie okazało się być fantastyczną zabawą dla historyka i etnografa. Wzajemnie na siebie oddawali głos głównie sąsiedzi, kraje o tej samej religii oraz obyczajach, oraz mieszkańcy, nie istniejących już państw.
Wygrała Serbia, która wyprzedziła Ukrainę oraz Rosję. Bałkany, mimo krwawego konfliktu okazały się wolne uprzedzeń i wszyscy sąsiedzi hojnie przyznali punkty ojczyźnie Slobodana Miloszewicia. Chorwaci, Słoweńcy widocznie lepiej niż niedawną wojnę pamiętają czasy młodości, którą przeżyli z Serbami w jednym państwie. Sympatyczne.

Ponieważ zwycięzca może być tylko jeden, a na uznanie zasługuje wielu wykonawców, oto mój prywatny ranking.
W kategorii NAJWIĘKSZA NUDA – pierwsza nagroda dla Bośni i Hercegowiny.
W kategorii NUDNA PIOSENKA PODOBNA DO PIOSENKI BOŚNI I HERCEGOWINY – nagroda dla Armenii.
W kategorii NAJLEPSZEGO KOSTIUMU NA BAL PRZEBIERAŃCÓW – ex aequo Finlandia, Słowenia i Mołdawia.
W kategorii NAJLEPSZY NAŚLADOWCA RICKI’EGO MARTINA – ex aequo Grecja oraz Turcja.
W kategorii PIOSENKA Z NIEISTNIEJĄCEGO FILMU JAMESA BONDA – nagroda dla Białorusi (piosenka absolutnie w „bondowskim” stylu, choć pewnie byłby to Bond z procą zamiast Walthera PPK).
W kategorii NAJLEPIEJ OGOLONA MĘSKA KLATKA PIERSIOWA– Szwecja.
W kategorii NISKIE LOTY – śpiewające stewardessy i stewardzi z Wielkiej Brytanii.

Wnioski przed następnym konkursem są takie, że należy się spodziewać wysypu parodystów i żartownisiów, oraz songów w konwencji opery. Za rok też wygrają Słowianie, bo po prostu ich w Europie jest najwięcej.

Brak komentarzy: