5/24/2007

NiemożliwyPrawieRealny czyli GranatowyPrawieCzarny


Kochać należy najlepiej kobiety nieprzytomne. Porąbanego na kawałki męża wygodnie jest schować w lodówce. Chcesz znaleźć żonę? Zostań kaleką. Gdy Twój tata okazuje się być gejem, zacznij korzystać z usług tej samej co on męskiej prostytutki. Aha, i jeszcze jedno. Dobrze jest spełnić od czasu do czasu prośbę własnego brata zapładniając jego narzeczoną. [1]

Taką garść wskazówek można wypreparować z fabuły zaledwie paru hiszpańskich filmów. Trzy z nich to dzieła Pedra Almodovara a czwarte to „GranatowyPrawieCzarny” Daniela Sancheza Arevalo.
Oczywiście sam pomysł, żeby traktować kino jako źródło sugestii co do postępowania jest nienajlepszy i może prowadzić do tragicznych konsekwencji, jak słynne zdarzenie sprzed paru lat, gdy mały chłopiec gdzieś w Polsce wyskoczył przez okno wierząc, że jest Batmanem. Jednak nawet, gdy ze zdrową rezerwą podejdziemy do sztuki ruchomego obrazu, to nagromadzenie niedorzeczności lub nieprawdopodobieństw z pierwszego akapitu tej notki musi zaskakiwać!

Dwa nazwiska Almodovara i Arevalo zestawiłem nie po to, by wykazywać pokrewieństwo lub dowodzić inspiracji ale dlatego, że podobieństwo Almodovara z Arevalo (lub odwrotnie) jeśli zachodzi nawet w paru tylko elementach, może służyć każdemu czytelnikowi do wyrobienia sobie poglądu na temat hiszpańskiego kina.
Jak pisze Umberto Eco:


„Jeśli na miejscu zbrodni znajdę egzemplarz wysokonakładowej gazety porannej, muszę najpierw zapytać czy nie mogła być własnością ofiary; jeżeli nie, to poszlaka ta wskazuje na milion potencjalnych podejrzanych. Jeżeli natomiast na miejscu zbrodni znajduję rzadkiej budowy klejnot […] należący do pewnej konkretnej osoby, poszlaka staje się interesująca.”[2]

Krótko mówiąc – czy Arevalo i Almodovara łączy poważna poszlaka rangi klejnotu? Czy też błahostka jak gazeta, którą mógł mieć każdy?
Sprawdźmy.

Seksualna prowokacja obyczajowa w kinie nie jest rzadkością – z wielu tytułów można wymienić „Pianistkę” Michaela Haneke’go, czy „Rzymską opowieść” B. Bertolucciego, jako szczodrze obdarowujące widza prawie pornograficznymi szczegółami. Wśród prowokatorów dzisiejszego kina rzadszą cechą jest prowokowanie wyłącznie na poziomie znaku czy sugestii. Scena lub motyw zarysowane tylko delikatną kreską (bez detali). Tak jest u Almodovara, który jeśli chce zaskoczyć lub szokować pruderyjnego widza, to potrafi to osiągnąć bez pokazywania genitaliów oraz dosłowności. Prostytutki (męskie lub damskie), sceny miłości hetero czy homoseksualnej są u tego reżysera krótkie, ciążą ku grotesce i oburzać mogą raczej jako pomysł, niż jako zrealizowana precyzyjnie wizja miłości cielesnej. U późniejszego Almodovara możliwa jest też wyraźna liryka aktu płciowego („Porozmawiaj z nią”). To daje więc rzadki efekt – groteskowej liryki seksualnej.
Arevalo idzie tym samym tropem. Groteskowo, skrótowo i bez obsceniczności prezentuje prowokacyjny motyw ojca i syna korzystających z tej samej męskiej prostytutki. W podobnym duchu, ale dodając szczyptę liryki pokazuje związek między młodym chłopakiem a więźniarką, którą ma zapłodnić w zastępstwie własnego brata.

Surrealizm - rozumiany jako absurd, groteska zderzone z realizmem - opowieści również sam nie może być cechą decydującą o istotnym podobieństwie filmów. Surrealistyczne są przecież opowieści Petra Zelenki, gdzie pojawia się kolejarz leżący na torach i z tej pozycji opluwający lokomotywy, czy osobnik trzymający sztuczną szczękę między pośladkami, dzięki czemu odrywa guziki z kanap. Niemniej jednak surrealizm na przykład Zelenki, bazuje na zachowaniach i działaniach z gruntu dziwacznych, podczas gdy u Almodovara czy Arevalo wydaje się on raczej efektem osiąganym przez reżysera w trakcie opowieści, gdy konsekwencje działań z pozoru zwyczajnych spiętrzą się w surrealistyczny sposób. Dobrym tego przykładem jest „Drżące ciało”, gdzie zbiegi okoliczności oraz czynności zwykłe tworzą mieszankę jeśli nie surrealistyczną, to przynajmniej prawie fantastyczną.

W tym surrealistycznym duchu utrzymany jest „GranatowyPrawieCzarny” i zgodnie zaproponowaną wyżej definicją, nie przeszkadza to w jednoczesnym prowadzeniu narracji w konwencji realistycznej. Z tego zaś wynika efekt zaskoczenia i komizmu. Wiarygodnie pokazani bohaterowie filmu, żyjący w wiarygodnie przedstawionej rzeczywistości popełniają czyny niewiarygodne, co jednych będzie śmieszyć a innych oburzać, gdyż przy okazji łamanych jest wiele tabu (głównie seksualnych). Mamy więc historię bajkową, ale w którą jednocześnie łatwo uwierzyć. Ten dar opowiadania wierutnych, uroczych i (uwaga oksymoron) realistycznych bzdur jest w kinie tak rzadki, że odpowiedzialnością za jego rozkwit w Hiszpanii chętnie obarczyłbym Almodovara właśnie.

Tyle o podobieństwach. „GranatowyPrawieCzarny” zasługuje na ocenę jako dzieło oryginalne a w szczególności dla polskiego widza. I to nie tylko z powodów wyłuszczonych wyżej.
Daniel Sanchez Arevalo umieszcza akcję w świecie ludzi przeciętnych lub nawet wykluczonych. Na anonimowym blokowisku, gdzieś w centrum i w jakiejś suterenie. Nie wiemy jakie to miasto, jaki to region - słowem nic konkretnego. Te szczegóły są niepotrzebne a dodawałyby historii jedynie niepotrzebnego kontekstu.
Jest to odświeżająco odmienne podejście w porównaniu z polską rzeczywistością. Nawet jeśli kino nie męczy nas już wizerunkami biednego i głodnego Śląska czy patologii społecznej, to z mediów ciągle wyziera populizm instrumentalizujący te problemy w nieznośny sposób.

Paweł T. Felis z „Gazety Wyborczej” [3] trafnie zwraca uwagę na fakt, że reżyser fundując widowni tę skomplikowaną historię nie wkłada przy okazji maski cynika czy naiwnego romantyka. Wojtek Kałużyński w „Dzienniku” [4] natomiast zauważa, że film nie prowadzi do jakiegoś czytelnego morału.
Niestety lub na szczęście jest tak, jak mówicie Panowie. Z jednej strony mamy opowieść, w której zabrakło wyraźnej puenty oraz jednoznacznej, celnej obserwacji społecznej lub filozoficznej.

Ale drugiej strony, może to jest właśnie siłą tej opowieści?
W czasach, gdy każdy film musi koniecznie za czymś się opowiedzieć lub przeciw czemuś, opowieść spójna i nie nudząca ale jednocześnie pozbawiona klarownego finału i przesłania, to prawdziwa rzadkość[5]. Wymagający widz bowiem czasem chętnie sam pogimnastykuje się z morałem i budowaniem sensu opowieści.

Rzecz warta polecenia zwolennikom hermeneutycznej strategii a la Adam Słodowy.
Morał? Zrób to sam!

[1]W tej kolejności: „Porozmawiaj z nią”, „Volver”, „Drżące ciało” – w reż. P. Almodovara oraz „GranatowyPrawieCzarny” reż. D.Arevalo.
[2]Umberto Eco „Interpretacja i nadinterpretacja” – str. 49, wyd. Znak, Kraków 1996.
[3]„Gazeta Wyborcza” 30 marca 2007
[4]„Dziennik” 30 marca 2007
[5]Choć przeciwnicy „cywilizacji śmierci” będą zniesmaczeni.


Brak komentarzy: