6/29/2007

Gwiazdorzy zbrodni


Odkąd człowiek zabił diabła, tęskni za nim ogromnie. Wyrazem tej tęsknoty jest kariera, jaką we współczesnej masowej kulturze zrobiła figura seryjnego mordercy. Hołdem, ale i zarazem analizą owego zjawiska jest film „Zodiac" w reżyserii Davida Finchera.

Pod koniec lat 60-ych w rejonie San Francisco działał seryjny morderca, który wysyłał do gazet listy oraz zaszyfrowane wiadomości przyznając się do popełnianych czynów. Przybrał pseudonim „Zodiac" i pod nim przeszedł do historii kryminalistyki. Jego działania wywołały w wtedy prawdziwą histerię wśród mieszkańców Północnej Kalifornii a potem zainspirowały także twórców co najmniej kilkunastu filmów oraz powieści.

Sprawa „Zodiaca" była niezwykle skomplikowana (piszę w ten sposób by nie psuć przyjemności z oglądania filmu), gdyż dowody i zeznania, które zdobywała policja raz popychały śledztwo do przodu, by zaraz potem wzajemnie się wykluczać zostawiając detektywów bez wyraźnego tropu. To sprawiło, że gdy twórcy filmu zdecydowali się oprzeć scenariusz na autentycznych wydarzeniach mieli trudne zadanie. Trudno przecież atrakcyjnie streścić zawartość setek lub tysięcy stron akt oraz wiele zdarzeń, mających miejsce na przestrzeni wielu lat.

Za sfilmowanie tej historii producenci odpowiedzialnym uczynili Davida Finchera, czyli autora filmu „Siedem" - jednej z najmocniejszych opowieści o zbrodni ostatnich lat. „Siedem" zasługuje do dziś na uwagę dzięki nie tylko dzięki mistrzowsko zbudowanej atmosferze (nie chodzi wcale tylko o ten deszcz!), ale również skomplikowanej intrydze oraz temu, jak został przedstawiony przeciwnik policji John Doe, seryjny morderca. Nawet gdyby reżyserskie curriculum vitae miało składać się właśnie tylko z tego filmu (a w przypadku Finchera tak nie jest), to byłoby absolutnie wystarczające.
Fincher spełnił oczekiwania w nim pokładane, bo zrobił film długi (może zbyt długi), ale absolutnie przelatujący na poprzeczką nudy. Dwie i pół godziny mija dość przyjemnie, bo jeśli nawet zagubimy się na chwilę w akcji, to albo można skupić się na znakomitej scenografii wiernie odtwarzającej realia Ameryki z lat 60-ych i 70-ych, albo na grze aktorskiej. Choć można się spierać, czy przypadkiem casting nie był lepszy niż aktorzy, którzy po prostu swoimi twarzami a czasem (w przypadku Jake'a Gyllenhaala) nawet i drewnianą mimiką uwiarygodniali odgrywane postaci.

Warto jeszcze wrócić do wspomnianego filmu „Siedem". W nim David Fincher zaproponował w zasadzie jedyną na tyle mocną i wyrazistą figurę seryjnego mordercy, że mogłaby ona konkurować ze słynnym Hannibalem Lecterem z „Milczenia owiec". Tak jak znakomity doktor Lecter, tak i Doe z „Siedem" jest substytutem diabła, pociąga za wszystkie sznurki a jego największą zbrodnią jest to, że potrafi zmusić innych do jej popełnienia. W „Zodiaku" natomiast Fincher odwraca kota ogonem i równie zręcznie dekonstruuje tę misternie wcześniej budowaną figurę. Zbrodnia staje się pospolita a niezwykłe jest raczej to, jak zbieg okoliczności, przypadek oraz ludzka nieuwaga mogą pomóc w stworzeniu czarnej legendy.

Zawsze, gdy oglądam filmy o seryjnych mordercach zastanawiam się czy kupując bilet nie opłacam także mimowolnie pewnej spirali szaleństwa. W przypadku filmu "Zodiac" refleksja ta, zapewne zgodnie z intencją reżysera, towarzyszyła mi jeszcze mocniej. W końcu psychopatów gotowych popełniać seryjne morderstwa (wg. klasycznej definicji czynu będących efektem zaburzeń psychicznych) jest zawsze mniej więcej tyle samo. Ale to jak będą się zachowywać, zależy już od kulturowego i społecznego kontekstu. Krótko mówiąc, potencjalnie morderczych psychopatów w Polsce i USA jest relatywnie tyle samo. Jakoś się tak jednak dzieje, że w Stanach Zjednoczonych owi psychopatyczni mordercy zdecydowanie częściej wybierają tę najgwałtowniejszą metodę manifestowania swojej dysfunkcji. Można się spierać czy to dlatego, że po prostu w Ameryce łatwiej kupić jest broń niż w Polsce i dlatego tam psychopata strzela, a u nas po zabiciu kogoś siekierą dłużej musi odpoczywać zdyszany. Faktem pozostaje jednak, że psychopata tak jak każdy inny człowiek z kultury oraz z otoczenia otrzymuje wzory zachowań. Jeśli więc dana kultura przesiąknięta jest fascynacją dla schematu gwałtownych zachowań, można być pewnym, że i osoby z zaburzeniami psychicznymi je podchwycą. Zaś im mocniejsze te zaburzenia, tym bardziej radykalne i zakazane zachowania zaczną naśladować.Historia kryminalistyki pełna jest takich przypadków.

Słynny Richard Ramirez, znany jako „Night Stalker", który w roku 1985 grasował tak jak „Zodiac" na terenie stanu Kalifornia, oprócz niewątpliwie solidnej sieczki w głowie, miał też zamysł wejścia do historii dzięki swoim ohydnym czynom (gwałcił staruszki et caetera). I to mu się niestety udało.

Oglądając „Zodiaca" myślałem, czy gdzieś w Polsce na widowni siedzi jakiś zaburzony osobnik, który zafascynowany filmowym wizerunkiem zbrodni zechce ją odtworzyć na swój sposób. W annałach rodzimej kryminalistyki mamy trochę niezwykłych przypadków, przyprawiających o dreszcze ale brakuje im jednego elementu. Władysław Mazurkiewicz działający w latach 50-ych ukatrupił podobno około trzydziestu kobiet! Wampir z Zagłębia również zebrał ponure żniwo a ostatecznie udowodniono mu 14 zabójstw. Leszek Pękalski twierdził, że zabił nawet 80 kobiet, ale w sądzie prokurator umiał wykazać jego związek zaledwie z jednym przypadkiem morderstwa. Do tej pory w Polsce nie trafił się jednak zabójca, który w stylu amerykańskim podjąłby grę z opinią publiczną i mediami. Zyskując rozgłos z jednej strony, z drugiej rozpętując modę oraz histerię i podnosząc nakłady gazet.

Prędzej czy później to się jednak stanie, bo w naszych kinach i telewizorach regularnie pokazujemy psychopatom, co należy zrobić, by zademonstrować bunt i zostać sławnym. Któryś z nich kiedyś będzie miał dostęp do broni i zrozumie tę lekcję. I nie dziwmy się wtedy.


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Również widziałam "Zodiak" i miałam takie same odczucia jak i TY!!
Zresztą temat seryjnych morderców to coś co mnie fascynuje, ich psychika.
Sądzę że mają uszkodzoną jedną półkulę i dlatego robią to co robią.

Również po filmie przypomniał mi się słynny Wampir z Zagłębia.
A jak byłam mała miałam tak może 8-10 lat to w moim mieście choć może nie tylko w moim grasował facet z siekierą i tą siekierą atakował ludzi w blokach.