7/07/2008

Z perspektywy psa lub monety


Trudno rozstrzygnąć, czy znakomity pisarz lepiej powinien słuchać czy opowiadać. To jedno potrzebne mu jest by, dowiedzieć się tego wszystkiego, co zagłusza hałas Stambułu i czego nie słyszy zajęta codziennymi sprawami publika[1]. Drugi talent potrzebny zaś, by wszyscy zatrzymali się, gdy autor zacznie snuć swoją opowieść. Słuch noblisty Orhana Pamuka jest zaiste doskonały, bo pisząc powieść „Nazywam się czerwień” usłyszał nawet – czytaj: wyobraził sobie - co miałyby do powiedzenia narysowany pies, wiszący na kartce papieru w zadymionej kawiarni, wytarta moneta (zresztą sfałszowana przez chytrych Wenecjan), lub gnijący trup, którego morderca wrzucił do studni by ukryć swój postępek wart okrutnych tortur w pałacu sułtana. A zatem bohaterowie z gatunku tych mało rozmownych lub też skazanych na milczenie.

Akcja powieści rozgrywa się w XVI wiecznym Stambule, w środowisku miniaturzystów ilustrujących kolejne opasłe księgi na cześć władcy. Jeden z artystów zostaje zamordowany a podejrzenie wkrótce pada na wszystkich, którzy z nim pracowali. Wątek kryminalny jest fundamentem opowieści, ale nie stanowi wcale głównego atutu prozy Pamuka. Można wręcz powiedzieć, że jest on przewrotnie schowany - wszak współczesna kultura masowa przyzwyczaiła czytelnika do eksponowania motywu zbrodni. Tu ustępuje miejsca wprost oszałamiającemu bogactwu detali opisu świata dawno minionego. I jest to prezentacja robiąca wrażenie niezwykle wiarygodnej; dziesiątki imion władców dawno minionych, zwycięskich chanów lub upokorzonych w bitewnym pyle perskich władców, nazwy odległych miast będących niegdyś stolicami dawno zapomnianych królestw, czy nawet opisy zabłoconych podwórek przez które w obawie przed bezpańskimi psami lepiej nie przebiegać pochopnie, to wszystko składa się na scenografię łudząco realistyczną, gdzie wyobraźnia czytelnika swobodnie podąża, prowadzona czasem drobnymi uwagami a czasem całymi akapitami.

„Nazywam się czerwień” jest tekstem nowocześnie skonstruowanym. To ciąg subiektywnych relacji składanych w pierwszej osobie przez bohaterów i przedmioty nieożywione – takie jak przywołana we wstępie moneta, czy narysowany pies. Nasuwa się więc porównanie do kubizmu w malarstwie, gdzie obiekt lub osoba ukazywane były jakby ze wszystkich możliwych punktów widzenia na raz, ukazując istotę przedmiotu. Paweł Huelle odnalazł tu także „niemal demonstracyjne nawiązania”[2] do „Baśni tysiąca i jednej nocy” . Podobnie pisał Juliusz Kurkiewicz w recenzji dla Polityki. Porównania na wstępie wydają się zasadne także z tego powodu, że oryginalna arabska wersja baśni nasycona jest podobnym erotyzmem oraz okrucieństwem, dając również szeroką panoramę obyczajów i filozofii Orientu[3].
Pamuk w tej powieści oferuje więc satysfakcję podobną do tej, jaką doznajemy obcując ze relacjami z podróży słynnych historycznych podróżników, którzy pilnie notowali wszelkie aspekty życia w odległych krajach i obcych państwach. Jednak tekst zachęca także do zgłębiania pewnego ważkiego problemu, zdawałoby się czysto abstrakcyjnego.
To pytanie o rolę perspektywy – rolę w sztuce, rolę w kulturze a wreszcie pośrednio w tym, jak ludzie a zatem i cywilizacje wzajemnie się postrzegają.

Trzeba w tym miejscu przypomnieć o obecnym w islamie zakazie przedstawiania Allaha oraz postaci ludzkiej. Ponieważ nie wynika on z litery Koranu, ale z tradycji (sunna), więc granice tego tabu nie są ostre i ulegały zmianom[4]. Pomijając jednak zakaz portretowania boga i oddawania czci fetyszom - zapożyczony z judaizmu czy chrześcijaństwa, od pewnego momentu muzułmanie nieufni się stali wobec wszelkich wizerunków. Z tego właśnie powodu w sztuce islamskiej rozwinęła się ornamentyka abstrakcyjna, geometryczna, roślinna i kaligrafia. Jednocześnie, pod wpływem chińskim, hinduskim a głównie perskim rozwijała się sztuka miniatury, nieśmiało łamiąca tabu wizerunku stylizując wszelkie postacie, tak by oddalić zarzut realistycznego przedstawienia – a zatem obrazowania.

Jak łatwo się domyślić ambitni artyści poszukiwali jednak metod na obejście zakazu. Bohaterowie Pamuka, miniaturzyści stambulscy spierają się o to, co wolno, a czego nie i pod tą figurą po części kryje się po prostu spór o postępującą modernizację współczesnego świata. Ale to także rozważania filozoficzne, do których wyjściem jest problem perspektywy.

„Mówią, że niewybaczalnym grzechem jest przedstawianie nędznego ulicznego kundla, końskiego gza i meczetu, jakby były tej samej wielkości, i tłumaczenie, że meczet jest w tle, bo wyśmiewa się w ten sposób również wiernych uczestniczących w modlitwach. „ (str. 229)


Perspektywa otwiera drzwi wielkiemu demonowi Zachodu, czyli Relatywizmowi. Uwypukla negowaną przez ortodoksów faktyczną względność punktów widzenia. Co gorsza, przekonuje, że świat jest takim jakim go widzimy. Zatem patrzący staje się de facto tworzącym. Tymczasem celem dla każdego bogobojnego artysty jest to, by spojrzeć na świat oczami Allaha, zobaczyć go takim, jakim chciałby go Najwyższy. I to dlatego jedyny dopuszczalny punkt widzenia, czy też perspektywa, bo o nią chodzi, jest taka, jakby rysujący stał na wysokiej wieży minaretu i stamtąd widział świat.

Cechą pisarstwa Pamuka jest empatia i swoista bezstronność. Pozwala ono zrozumieć racje wszystkich stron, ukazuje z fatalistyczną drobiazgowością nieuchronność konfliktu a po środku tego zderzenia tradycji z nowoczesnością stawia pisarza – tak jak późniejszej jego powieści „Śnieg”, lub też artystę, jak ma to miejsce właśnie w „Nazywam się czerwień”. Artysta nie ma zaś przyjaciół a jedynie samych wrogów. Szach czy sułtan, dziś hojny sponsor jutro wyda mistrza rozwydrzonemu tłumowi lub sam go zabije, by ten nie mógł stworzyć piękniejszej miniatury dla konkurencyjnego władcy. Fanatyczni imamowie toczący między sobą walkę o poparcie ulicy chętnie zaś wrzucą ilustratora do worka z głodnymi kotami[5], gdzie spotka się z właścicielem niemoralnej kawiarni, wędrownym muzykiem czy rozpustnym derwiszem.

Czytelnicy interesujący się dzisiejszą Turcją i samym Pamukiem odnajdą w tekście liczna nawiązania do współczesności. Armia i siły wspierające sekularystyczny charakter republiki wydają się sojusznikiem artystów czy liberalnej inteligencji, lecz walcząc z islamem nie dbają o swobody obywatelskie, ograniczając wolność słowa i grożąc śmiercią lub więzieniem wszystkim niepokornym. Zaś zakonspirowani ekstremiści nawet jeśli znajdą się w tej samej celi co naiwny artysta, to nigdy nie zostaną jego obrońcami. Nic więc nie jest takim, jakim się wydaje – najgłośniej o swobodę wypowiedzi mogą upominać się ci, którzy jej przyjaciółmi nigdy nie będą, a ich wrogowie w trosce o wolności republikańskie zamkną wszystkich artystów do więzień. Jeśli dodać do fakt, że samemu pisarzowi groził wyrok za wypowiedzi na temat masakry Ormian w latach 1915-1917 a niedawno wykryto islamski spisek, mający pozbawić go życia, widać że literatura Pamuka pozostaje w nieco morderczym uścisku z rzeczywistością.

Jest to więc powieść głęboko współczesna i jednocześnie historyczna. Realia XVI wieku, zaskakująco przypominają dzisiejsze problemy globalizującego się świata. I nic dziwnego, bo w opisywanych czasach imperium otomańskie (nazwa od arabskiego brzmienia imienia Osman – po ar. Uthman) sięgało od Ukrainy i Bałkanów, przez Persję, Bagdad i Jerozolimę aż do Kairu a jego mieszkańcami byli wyznawcy dziesiątek religii i mówiący setkami narzeczy. To także powieść o islamie, ukazująca niezliczoną wprost ilość odcieni Orientu. Zachodni czytelnik, przyzwyczajony do tego, by postrzegać islam jako niechętny szeroko rozumianej różnorodności, będzie zaskoczony jak wielobarwną mozaiką okazać się może konserwatywne społeczeństwo islamskie. Można nawet rzec, że i my i oni jesteśmy do siebie podobni w tym, jak bardzo różnimy się między sobą, w ramach naszych społeczeństw.

Z racji rozmachu oraz wieloznaczności „Nazywam się czerwień” niełatwo poddaje się syntezie. To proza nowoczesna w tym względzie, że przekraczająca granice gatunków literackich (dzięki baśniowym nawiązaniom elementy literatury fantastycznej). Mamy klasycznie potoczystą narrację, soczyście przedstawiającą świat ale zarazem nienachalnie eksperymentującą z percepcją odbiorcy i nasyconą postmodernistycznym zwątpieniem.
Warto jednak powtórzyć z naciskiem, że Orhan Pamuk nie czyni z tego przeczucia bezsensu jakiegoś sztandaru, którym machałby w irytujący sposób przed oczami czytelników. Lepiej pasuje tu cierpliwa ironia jako opis sposobu w jaki pisarz przekonuje nas, że nawet miłość to nieporozumienie, nasycone pożądaniem. Tak jak i w parokrotnie wyżej przywoływanym „Śniegu” i w „Nazywam się czerwień” uczucie przedstawiane jest w bardzo podobny sposób. Zakochany artysta pragnie kobiety, którą kochał przed laty ale wtedy pragnienie nie mogło się spełnić. Gdy dochodzi do spotkania dwojga samotnych ludzi, on tak naprawdę kocha dalej wyobrażenie swojej lubej, ona szuka oparcia, zadowalając się protezą namiętności, w duchu tak naprawdę gotowa oddać innemu – bo przecież krąży ich wielu wokół. Talent pisarza na poły więc przeraża, pokazując jak z pięknych złudzeń odarłby nas dar słyszenia myśli bliźnich. Na poły jednak też taka wizja uodparnia na porażkę. Literatura ta poprzez swój elegancki i delikatny pesymizm, czasem podszyty ironią, immunizuje bowiem czytelnika na poczucie totalnej klęski – ono przecież bierze się ze zbyt wygórowanych oczekiwań. A je należy porzucić, bo jak w niemalże starotestamentowym utwierdza nas stylu Pamuk, nie ma istoty bardziej zdesperowanej niż zakochana kobieta, zakochani mężczyźni zawsze są śmieszni, stare kobiety zawsze muszą być najmądrzejsze a starzy mężczyźni zapatrzeni już tylko w siebie i własne wspomnienia.

Na dwa dni przed zdobyciem przez Orhana Pamuka nagrody Nobla Aleksander Kaczorowski w Gazecie Wyborczej pisał, że jeśli nie tym razem, to kiedyś pisarz zdobędzie owo wyróżnienie. Nie odbierając p. Kaczorowskiemu nic z jego profetycznych umiejętności wypada jednak zauważyć, że czytając „Nazywam się czerwień” chyba każdy czytelnik dostrzeże w niej absolutnie noblowską jakość.


[1] I właśnie tak swoją decyzję uzasadniła Szwedzka Akademia Królewska przyznając pisarzowi Nobla - "w poszkiwaniu melancholijnej duszy swojego rodzinnego miasta odkrył nowe symbole zderzenia i przenikania się kultur". Cytuję za Gazetą Wyborczą z 13.10.2006.
[2] Gazeta Wyborcza 05.06.2007 -"Starą łodzią po rzece Pamuka".
[3] Za Wikipedią, patrz: http://pl.wikipedia.org/wiki/Ba%C5%9Bnie_z_tysi%C4%85ca_i_jednej_nocy.
[4] Patrz: http://www.halal.pl/kmp/publication/Islam_jako_alternatywa/15%20Islam%20jako%20alternatywa%20Zakaza%20obrazowania%20a%20sztuka.htm
[5] Tę perską torturę opisał R.Kapuściński w książce „Szachinszach”. Nie pojawia się ona w tekście Pamuka, ale zapewne znana była urzędnikom tureckim Imperium Osmańskiego.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Czytałam obie powieści. Pisarz wzoruje się na stylu Salmana Rushdiego (o którym zresztą wspomina w powieści "Śnieg"). Dlatego troszkę mi szkoda,że Rushdie Nobla nie ma :(. Jeśli lubi Pan książki O.Pamuka, myślę,że twórczość Rushdiego też przypadnie Panu do gustu. Polecam.
Lulka
lulak.blox.pl